Mam taki zwyczaj, że po przeczytaniu gazety, o ile jej zawartość uważam za wartościową oczywiście, zostawiam ją w miejscu ogólnie dostępnym. Na przystanku, w autobusie, albo na ławce. W związku z powyższym, mam dylemat: czy autor artykułu lub wydawca gazety, bardziej sobie cenią kolportaż idei, czy nowego (potencjalnego) kupca, czyli osobę która taką gazetą się zainteresuje.
Nigdy nie pisałem do nikogo w tej sprawie, aczkolwiek poważnie się nad tym zastanawiam :). Z punku widzenia wydawcy, chyba lepiej "stracić" raz ( o ile założymy, że osobę znajdująca taką gazetę stać na jej kupno) i zainteresować kolejnego czytelnika, przecież ten egzemplarz został już kupiony, czyli znalazł swojego pierwotnego nabywcę. Zawsze jest ryzyko, że gazetę jako druga, czy kolejna osoba, znajdzie stały czytelnik i wtedy jednak wydawca straci o ile ktoś nie kolekjonuje danego czasopisma. Z autorem jest chyba łatwiej, on inkasuje swoje pieniądze przed fizycznym drukiem gazety (nie mam pojęcia, czy jest jakaś opcja na % od sprzedanych sztuk dla autora piszącego artykuł do gazety), Teoretycznie, powinno mu więc zależeć na jak najczęstszym "znajdywaniu" gazet na ulicach przez przypadkowe osoby. Zawsze jest szansa, że dzięki temu komuś spodoba się styl autora i specjalnie dla jego artykułów będzie kupował tą (lub inną) gazetę czy czasopismo. Do takie ciężkiej rozkminki, zainspirowała mnie idea bookcrossingu (można dokładnie się zapoznać po kliknięciu). Szkoda, że w Polsce książki są takie drogie i w 99.9 % zostają w domowych biblioteczkach. Nie dość, że w Polsce się czyta mało, to jeszcze ceny w porównaniu do zarobków, są u nas chyba najwyższe na świecie. Warto czytać gazety, poznawać opinie każdej ze stron. Karmiąc się papką medialną serwowaną nam przez "jedyne słuszne" media, zarówno dziennikarskie jak i telewizyjne, możemy dojść do mylnych wniosków. Jesli świat który nam pokazują jest celowo zafałszowany, "robiony" pod wpływwem nacisków ugrupowań politycznych, czy przedsiębiorców, musimy czerpać informację z różnych źródeł, segregować, porównywać i oceniać. Nie bądźmy baranami.
czwartek, 31 marca 2011
środa, 30 marca 2011
Uczmy się na błędach innych, religia na ulicach...
![]() |
akcja przeciwko minaretom w Szwajcarii |
![]() |
Paryż 2005 |
Europa laicka, otwarta i przyjazna imigrantom powoli się budzi. Szkoda,że do pobudki potrzebowała tysięcy rąk i nóg, wykluczonych społecznie, mentalnie oraz kulturowo synów i córek poprzedniej imigracji islamskiej i afrykańskiej. Od 2005 roku, poglądy przywódców czołowych europejskich państw radykalizują się. W sprawie zabrali już głos Sarkozy, Merkel, Cameron. Wszyscy przyznają, że proces asymilacji młodych muzułmanów i afrykańczków, nie tylko nie przebiega zgodnie z założeniami, ten proces w ogóle się nie zaczął. Piszę afrykańczyków, ponieważ nawet mając obywatelstwo fancuskie czy hiszpańskie, nie uczą się jezyka gospodarza, kraju który ich przyjął i ugościł, nie kształcą się i bardzo rzadko robią coś
innego niż wyciąganie łapy po pieniądze z zasiłków. Merkel się obraziła (w końcu) na Turków, którzy zrobili sobie w Niemczech kilku milionową kolonię, żyjącą własnym życiem. Pielęgnują tylko i wyłącznie własną kulturę, język i obyczaje. Mecze pomiędzy tymi krajami, złośliwie, ale i chyba troszkę ze smutkiem nazywane są w Europie derbami. Francja obudziła się w momencie, kiedy zamieszkane przez rodzimych Francuzów miasta, z wszystkich stron objęte sa pierścieniem gett, zdominowanych przez drugie pokolenie imigrantów. Pojeździłem troche po Europie i z własnego doświadczenia wiem, że tak samo jest np. w Hiszpanii. Wystarczy wyjechać na obrzeża Barcelony żeby zobaczyć jak żyją biali z kolorowymi w dużych skupiskach. Hiszpanie widoczni są na ulicach tylko do zapadnięcia zmroku, potem jeśli jesteś biały, to z pewnością wzbudzisz minimum ciekawość, a często znajdzie się kilku ciemnolicych kolegów chętnych do sparingu ( i zapomnij o solo :) używających często przedłużaczy lub noży. Mieszkanie na osiedlu gdzie wyleguje się (bo na tym upływa im większość dnia) duża ilość gości z Afryki i Azji, jest 2 razy tańsze niż gdzie indziej. Biali europejczycy we własnych państwach, miastach, na swoich osiedlach boją się chodzić do sklepu czy jeździć metrem (osobny temat, niektóre linie nie są polecane jako środki transportu nawet w przewodnikach). W miastach, gdzie lokali socjalnych się nie rozdaje za chętnie, są ulice / dzielnice opanowane przez pojedyncze narodowości, rasy i kultury. Każdy kto nie jest niewidomy, bez trudu zauważy gdzie kończy się strefa wpływów "kebabów" a gdzie zaczyna Chińczyków czy przedstawicieli rasy negroidalnej. Stara Europa nie udźwignęła problemu. Szwajcaria natomiast sprawiła psikusa i siłą 57,7 % głosujących, podziękowała za stawianie minaretów na swoim terytorium. Ależ to był szok dla liberałów :), lewaków, Arabów (tu zrozumiały). Pierwszy raz ktoś muslimom powiedział nie, nie zgadzamy się waszą tyranię i symbolikę narzucającą wasz punkt widzenia u nas.W Anglii mają chyba najgorzej, bo tam bandy 12-13 latków wszystkich kolorów (dzieci wyspiarskiego socjalu - vide temat z Londynu 2011) biegają po ulicach i terroryzują przechodniów. Nie ma to jak pełna bezkarność dla naćpanych dzieci. Na koniec zostawiłem sobie Holandię, bastion wolności (w każdym tego słowa znaczeniu) i tolerancji w Europie. Tu zapalnikiem było zabicie przez wyznawców Allaha w ich mniemaniu uosobienia zła, pedała który nie krył poglądów anty muzułmańskich Pima Fortunya. No i skończyła się Europa przyjazna obcym kulturowo, rasowo, mentalnie i światopolądowo...
, ![]() |
Londyn 2010 |
wtorek, 29 marca 2011
Głos w sprawie ziołolecznictwa
Kolejny głos w sparwie legalizacji posiadania niewielkich ilości marihuany na własny użytek. Pomimo, że jestem wrogiem narkotyków i tak jak nawija Sokół, nie używam tego naturalnego rozweselaczo-zamulacza postanowiłem zamieścić link do tej nutki i skrobnąć kilka słów.
Trzeba być strasznie obłudnym, żeby nie przyznać iż w Polsce 9 z każdych 10 zapytanych osób powie że zioła próbowało,a pewnie z 5-6 smaży częściej niż raz na ruski rok :). Zielone było na ulicach od zawsze (odkąd ja sięgam pamięcią testera) a już na pewno, całkiem dobrze biznes się kręcił w roku 94. Lufka w 2-3 wyznaczonych punktach miasta chodziła po 5 zeta i jak nabywałeś sporo, to mogłes sam "dobrze ubitą" wylosować z samarki. W dobrym stylu było pojechać przez pół miasta po lufkę do piwka (nic to, że po 3 machu były komety :). Chwilę poźniej zaczęły robić "worki" a detaliści zaczęli kupować pierwsze samochody znanych zachodnich marek. Kto wtedy miał -naście lat z pamięta, że "gram" zależał od chłopaka co rozrzucał i różnice były szokujące :). Można było z dobrego "grama" na innej parafii zrobić 1,5 albo 2, zdarzał się i majeranek i moczonko w chloroformie. Od kiedy zaczęła płynąć zielona rzeka z Holandii, świadomość palaczy i poszukiwanie dobrego staffu zaczęło być dla niektórych sportem. Dzisiaj wyjazd na weekend do Amsterdamu, ucieszyć płuco, nie jest niczym niezwykłym.
Ponieważ nie ma naukowych dowodów na jakąś wielką degradację organizmu przez gandzię, a alko w Polsce na pewno wysyła do piachu i kryminału więcej ludzi niż zioło, jestem za legalizacją (na własny użytek rzecz jasna). To nie zielone, ale białe i brązowe są w Polsce problemem, warto posłuchać głosu społeczeństwa i coś z tematem zrobić. Tusk jak Piłat, już rączki umył i zapowiedział, że za jego rządów, żadnych ruchów w stronę legalizacji czy choćby liberalizacji prawa nie będzie. Idą wybory, zasada "żadnych gwałtownych ruchów" obowiązuje. Ci którzy kupowali w latach dziewięćdziesiątych samochody, mają grube domki pod dużymi polskimi miastami, takie z szerokimi wjazdami dla dużych i drogich pojazdów. Mógłby ktoś w końcu usiąść i pomyśleć, jak z tego biznesu choć troszkę sosu ugrać dla Polski. Ponoć Holandia poniosła porażkę i chciałaby się wycofać z legalnego zioła, ale kary bezwzględnego pozbawienia wolności w Polsce za worek trawki, to naprawdę jest niepoważne i kompromituje nasz kraj w oczach reszty świata.
Trzeba być strasznie obłudnym, żeby nie przyznać iż w Polsce 9 z każdych 10 zapytanych osób powie że zioła próbowało,a pewnie z 5-6 smaży częściej niż raz na ruski rok :). Zielone było na ulicach od zawsze (odkąd ja sięgam pamięcią testera) a już na pewno, całkiem dobrze biznes się kręcił w roku 94. Lufka w 2-3 wyznaczonych punktach miasta chodziła po 5 zeta i jak nabywałeś sporo, to mogłes sam "dobrze ubitą" wylosować z samarki. W dobrym stylu było pojechać przez pół miasta po lufkę do piwka (nic to, że po 3 machu były komety :). Chwilę poźniej zaczęły robić "worki" a detaliści zaczęli kupować pierwsze samochody znanych zachodnich marek. Kto wtedy miał -naście lat z pamięta, że "gram" zależał od chłopaka co rozrzucał i różnice były szokujące :). Można było z dobrego "grama" na innej parafii zrobić 1,5 albo 2, zdarzał się i majeranek i moczonko w chloroformie. Od kiedy zaczęła płynąć zielona rzeka z Holandii, świadomość palaczy i poszukiwanie dobrego staffu zaczęło być dla niektórych sportem. Dzisiaj wyjazd na weekend do Amsterdamu, ucieszyć płuco, nie jest niczym niezwykłym.
Ponieważ nie ma naukowych dowodów na jakąś wielką degradację organizmu przez gandzię, a alko w Polsce na pewno wysyła do piachu i kryminału więcej ludzi niż zioło, jestem za legalizacją (na własny użytek rzecz jasna). To nie zielone, ale białe i brązowe są w Polsce problemem, warto posłuchać głosu społeczeństwa i coś z tematem zrobić. Tusk jak Piłat, już rączki umył i zapowiedział, że za jego rządów, żadnych ruchów w stronę legalizacji czy choćby liberalizacji prawa nie będzie. Idą wybory, zasada "żadnych gwałtownych ruchów" obowiązuje. Ci którzy kupowali w latach dziewięćdziesiątych samochody, mają grube domki pod dużymi polskimi miastami, takie z szerokimi wjazdami dla dużych i drogich pojazdów. Mógłby ktoś w końcu usiąść i pomyśleć, jak z tego biznesu choć troszkę sosu ugrać dla Polski. Ponoć Holandia poniosła porażkę i chciałaby się wycofać z legalnego zioła, ale kary bezwzględnego pozbawienia wolności w Polsce za worek trawki, to naprawdę jest niepoważne i kompromituje nasz kraj w oczach reszty świata.
cieszy oko :) tak się reklamuje mecze w Polsce
Dobrze, że są ludzie co mają moc w aparatach/kamerach...
http://www.wro.co/piatek/
NAPRAWDĘ, WARTO ZOBACZYĆ :)
http://www.wro.co/piatek/
NAPRAWDĘ, WARTO ZOBACZYĆ :)
poniedziałek, 28 marca 2011
Rzut oka na polskie marki odzieży ulicznej
Na polskim rynku, odkąd zapanowała wolność i "demokracja" bardziej rozgarnięte osoby zaczęły się rozglądać wokół siebie i dość szybko odkryły niszę, jaką bez wątpienia była polska ulica. Potencjalni klienci, ściągali lub przywozili z zachodu (po otwarciu granic) lub zaopatrywali się w lumpeksach w ciuchy znanych (w ich wyobrażeniu) i cenionych marek. Była moda na Adidasa, Nike, Reeboka, potem na Lonsdale i Everlasta o La coste,YSL czy Le coq sportif nie słyszał wtedy w Polsce prawie nikt. Mieliśmy spore opóźnienie w stosunko do Europy zachodniej, jeśli chodzi o elegancje i styl na ulicy.
Zaczęło się od przydomowych produkcji, nierzadko z prasowanek czy malowanych ręcznie od szablonów po nocach, ponieważ wszystko co nie było szare, pięknie rzucało się w oczy na ulicy szybko znalazły się środki na rozpoczęcie profesjonalnej produkcji. jednym z pierwszych był na pewno wrocławski Clinic, kto dzierży palmę pierwszeństa nie jestem pewien, jeśli ktoś ma pewne info prosze o kontakt :). Potem lawina ruszyła...
Ofensywa,Pretorian,Prosto,PLNY,Terrorym,Fedelta,Octagon,JP to marki które na dzisiaj wybrałem do oceny i porównania, oczywiście nie sa to wszystkie marki istniejace na rynku, jednak ukroiły wspólnie duży kawałek z ulicznego tortu. Kto uważa, że zestawienie jest rażąco niepełne niech umiesci w komentarzach marki które chetnie by tutaj zobaczył, zresztą nie wykluczam, że powstaną kolejne części.
- Ofensywa - w nowościach wiatrówki, szara i czarna, nieduży napis piersi oraz logo na rękawie (155 PLN) proste i stylowe. za czapeczkę trzeba zostawić 3 dyszki (zimową). Za to z daszkiem, cena nieważna
bo i tak szkoda. Brak oferty dla pań. Koszulki średnio po 5 dyszek, bluzy od 99 do 170.
- Prosto - najniższy wymiar kary za koszulkę z kolekcji lato 2011 to stówka, za ciekawą koszulkę "straight slavic flavor" trzeba dać o 15 zeta więcej. Bluzy na lato 2011 od 210 do 280 PLN.Czapeczki z daszkiem 75 PLN, spodnie minimum 220.Spory wybór akcesoriów, własny outlet.
- Octagon - dość mały wybór pod własną marką, reseeler firm zagranicznych. Czapeczka zimowa 18 PLN, bluza ok.90 PLN. Koszulki po 35-40 PLN. Przeważa tematyka patriotyczna, sztuki walki i WP.


- Pretorian - dla pań torebeczki od 29 do 80 PLN :) Czapeczki z daszkiem 70 zeta, bluzy ok. stówki. Uznana marak na polskim rynku, spory wybór. Koszulki po 63 złote, kurtki jesienne po 90-100 PLN, klasyczny krój w kolorze czarnym.
- JP - symbolika i przekaz ubranek wszystkim znana. Spora opularność ostatnimi czasy na polskich ulicach.
Kurtki 180-220 PLN, bluzy 135-225 zeta. Zimowe czapeczki po 55 zeta. Dość niewygodne w przypadku chęci zniknięcia w tłumie. 100% do lansu.
- Terrorym - strona padnięta na dzień dzisiejszy, a myślałem że dobrze przędzie Rychu...
- Fedelta - marka patriotyczna, co się chwali. Sporo gadżetów z orzełkiem. Troszkę mały wybór, koszulki po 45 PLN, czapeczki zimowe po 29 PLN, bluzy 109-129 zeta. Jedyne co dziwi to nazwa, nie można po polsku?
To tyle, na króciutko. W nazwach są linki do stron poszczególnych producentów.
Jeśli chodzi o wybór i rozmach produkcji zdecydowanie numerem jeden jest Prosto (również cenowo :) jesli chcemy miec coś z najnowszej kolekcji, musimy wyłożyć setkę, o ile nie setki na stół. Cieszy zaangażowanie niektórych producentów w symbole narodowe (orzełki, flagi etc.) razi natomiast połącznie motywów patriotycznych z hasłami po angielsku czy łacinie, myślałem że ta głupia moda już mija, ale niestety nie u wszystkich. Ponieważ każda z w/w firm ma inny target na rynku, dla każdej z pewnością znajdą się klienci na polskich ulicach. Widać coraz większy profesjonalizm producentów, poszerzajacych swoją ofertę o bieliznę czy różnego rodzaju akcesoria. Idziemy w dobrym kieruku, wszystkim rodzimym producentom życzę powodzenia.
niedziela, 27 marca 2011
Londyn 26.03.2011
Według ostrożnych szacunków 300 tys. a wg. niektórych źródeł nawet pół miliona ludzi protestowało przeciwko polityce cięć angielskiego rządu. Nic w tym dziwnego skoro ktoś kładł się spać w karaju, w którym jednym z popularniejszych zawodów jest robienie dzieci i traktowanie tego jako praca na pełny etet, żyjąc do końca swych dni z rozbudowanego do granic możliwości socjalu, a budzi się w kraju gdzie o dziwo trzeba pracować, gdzieś tam, coś tam nawet zapłacić, czy zrobić cokolwiek pożytecznego. Jestem ciekawy jak wyspiarze sobie poradzą z dziesiątkami czy setkami tysięcy nieudaczników wszystkich ras i wyznań którzy chcieliby podjąć jakąkolwiek pracę. Mają w końcu wewnętrzną europejską imigrację u siebie, Polacy, Czesi, Słowacy i reszta europy "B" już dawno zajęła wszystkie wakujące posady i coś mi się wydaje, że łatwo ich nie odda. Chyba że grzecznie (lub nie) zostaną z wysp wypieprzeni. Głownie poharcowali anarchiści i antyglobaliści, którzy często przy takich masówkach lubią się pokazać i zdemolować kilka witryn. Ponieważ nie są przez "poważne media" uznawani za szkodliwych w jakikolwiek sposób, co kilka miesięcy generują straty rzędu kilkuset tysięcy € w większych miastach świata. Jak zwykle nic z tego nie wyniknie, a studenci i tak zapłacą więcej. W zależności od zaproponowanych przez rząd rozwiązań w sektorach związanych z tworzeniem nowych miejsc pracy i aktywizacją zawodową "wiecznie bezrobotnych" możemy spodziewać się co jakiś czas kolejnych protestów. Moim zdaniem prztyczek w nos dla socjalistów wszelkiej maści.
sobota, 26 marca 2011
ulice Kowna
Mieszkańcy Kowna mieli przyjemność wczorajszego wieczora, przyjrzeć się bliżej większości polskiej i w dość przykry dla siebie sposób skonfrontować z marginalizowaną i niedocenianą na co dzień mniejszą polską zamieszkującą tereny Litwy. Głosy politycznie poprawne jednogłośnie potępiły "wybryki" bandytów i anty reklamę przed euro 2012, ja natomiast chciałbym zwrócić uwagę, że po stolicy nadbałtyckiego państewka pohasały mniejsze ekipki ze wschodniej Polski (głównie). Na co dzień przeżywające traumatyczne potyczki w niższych polskich ligach, na stadionach przypominających pastwistka. Po Irlandii Pólnocnej, kibice po raz drugi wysyłają czytelny sygnał: tam gdzie o Polakach źle się mówi, lub się ich źle traktuje zawsze wybierze się ekspedycja karna w postaci kilkuset lub kilku tysięcy "urażonych". Nie zauważanie, bądź pomijanie przez tzw. poważne media prowokacji litewskiej policji (mającej jeszcze wspomnienia po Legii sprzed 2 lat na Vartex-ie) pomijam, ponieważ idealnie wpisuję się w politykę walki z "kibolstwem". Panie i panowie decydenci, do euro jeszcze rok...życzę powodzenia w zabezpieczeniu imprezy.
piątek, 25 marca 2011
dzisiejsza ulica - krótka charakterystyka, podział i szczątkowa geneza :)


Lata dziewięćdziesiąte to początek fascynacji polskiej ulicy subkulturą skinheads i punks. O ile o punkach nie można za dużo powiedzieć, chyba poza kultowymi dla nich i metali (po części również depeszowców) ramoneskami i wspólnymi dla wszystkich glanami jakie by one nie były. Popularne były zarówno rumunki jak i olejoodporne obuwie ochronne. Za to skinheadzi mieli wielki wpływ na modę uliczną tamtego okresu, której elementy jeszcze dzisiaj możemy zauważyć na ulicach polskich miast. Zaważyła tutaj najprawdopodobniej asymilacja łysych w środowiskach kibiców piłkarskich, gdzie napotykając niekoniecznie prawoskrętne towarzystwo zarażali sposobem ubierania się. Połączenie prostoty, agresywnego wyglądu i estetyki decydowało o coraz częstszym wyborze całości lub elementów stroju skinheadów przez kibiców piłkarskich, którzy z kolei kolportowali modę na osiadla,do szkół czy pracy. Jako kolejna subkultura mająca ogromny wpływ na modę przełomu wieków w Polsce pojawili się skejci.Skejtami nazywani przez członków wcześniejszych subkultur, sami między sobą dzieląc się i nazywając na kilka sposobów (hip-hopowcy, raperzy etc.) Ze swoimi lenarami, deskami, rolkami, grafitti (na początku raczej tylko tagami) zrobili sporą rewolucję w sposobie ubierania się na polskiej ulicy.
Dzisiaj mamy kilka grup (sposobów ubierania się i filozofii życiowej) które spróbuje uporządkować w jakikolwiek sposób, najlepiej od występujących moim zdaniem najczęściej:
- casual / vintage - ludzie nie utożsamiający się z żadną z (sub)kultur. Na co dzień dżinsy, sztruksy lub każde inne nie wyróżniające się niczym specjalnym spodnie, podobnie z koszulkami, koszulami, bluzami czy kurtkami. Ma być "miejsko" i w miarę porządnie. Możliwe połączenia np. dżinsów i nie rzucającej się (bez łyżwy na pół pleców) bluzy lub kurtki. W wersji stadionowej w dobrym tonie są białe buty sportowe i na górę coś z wyższej wyspairskiej półki (Bench, Fred Perry,Ben Sherman, Polo etc.) czapeczki (już nie produkowane) Burberry, chociaż częściej ich tureckie/chińskie wersje dizajnerskie :). Bardzo wygodny do spokojnego przecinania miejskich ulic w przypadku gdy zależy nam na nie rzucaniu się w oczy.
- na szeroko - najczęściej panie i panowie zafascynowani mieszkańcami amerykańskich gett o afrykańskich i/lub latynoamerykańskich korzeniach. Z powodu wygody, na szeroką noszą się również osoby nie związane z muzyką rap czy szeroko pojętą kulturą hip-hopową. Dużą rolę w propagowaniu mody na za duże ciuchy mają rodzimi raperzy-producenci (Sokół, Pono z Prosto) Tede (PLNY tekstylia) etc.warto również wymienić Cropp Town czy CLINIC-a jako producentów którzy (każdy w innym okresie czasu) napędzali tą modę. Dzisiaj trudno nawet oszacować ile zespołów lub po prostu grup osób zakłada domorosłe "fabryczki" i markując swoimi nazwami i metkami wydaje pod własnym szyldem (będę starał się na bieżąco docierać do producentów i w miarę możliwośći recenzować ich produkty)
- na sportowo - w mniej lubianych kręgach (dresy). Ulubiony strój ludzi lubiących andrenalinę. Jest kilka powodów dla noszenia się na sportow: niektórzy nie mieszczą się w inny rodzaj ubrań który mieściłby się w ich pojęciu stylu, niektórzy uprawiją ekstremalne hobby polegające na grupowych leśnych sparingach i tak im po prostu najwygodniej. Kiedyś razem z beemką i złotym były synonimem złodzieja, dzisiaj wszyscy nie odpoczywający przymusowo złodzieje przeszli raczej do grup casual / vintage lub eleganckiej, w końcu dres jak to dres rzuca się coraz bardzie w oczy na ulicy.Marki adidas,nike,reebok,le coq sportiff etc.
- elegancko - garniaki, lub przynajmniej zestaw marynarka + spodnie bez udziwnień. Dla wielu tylko do pracy, po niej zmiana na którąkolwiek z wyżej wymienionych grup. Niektórzy jednak cenią sobie dobry ubiór na codzień (ściśle powiązane z grubością portfela), po prostu z niektórych aut nie wypada wysiąść w dresie.
- inni - wszelkie miksy powyższych grup styli, lub też wynalazki typu panowie w damskich ubraniach (uparcie reklamowanych jako męskie) dzieci neo, ekscentrycy...
Nie jest to szczegółowa analiza, ale na wszystko przyjdzie pora.
a dlaczego właśnie modna ulica?
Witam wszystkich. Podczas prowadzenia tego bloga postaram się właśnie na tytułowe pytanie odpowiedzieć, jaka jest ta ulica i dlaczego jest modna w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ulicy, jej "dzieciom" nikt nie ukradł, chociaż żałosne próby były, są i będą. Nie można wejść w czyjąś skórę, stać się ulicznikiem, lekarzem czy kimkolwiek innym, nie znając realiów środowiska Na pewno nie jest taka, jaką ją widzą dwie skrajne strony społeczeństwa, obie mające swoje media i tuby w nich. Polska ulica ani nie jest z przodu peletonu, ani nie wlecze się w ogonie. Wydajemy się być średniakami chociaż w Europie mamy (ponoć) swój unikalny styl i nie piszę tu bynajmniej o zestawie sandał + skarpeta + wąs. Z racji miejsca urodzenia, wychowania i zamieszkania skupię się na polskiej ulicy, jej unikalnym stylu i metamorfozie zwłaszcza od drugiej połowy XX w. do dziś. Czy chronologicznie? Wątpię, raczej budując na podstronach działy poświęcone różnym okresom lub miejscom. Nie odżegnuję się jednak przed sięganiem w głąb kontynentu (któregokolwiek) lub czasu. Będę starał się na bieżąco dodawać do bloga polskie „klasyki”, suweniry które nadawały na ulicy prestiż i przydawały posiadaczowi szyku. Ulica to ulica, modne są nie tylko ubrania, ale również fryzury, środki transportu, graffiti, tatuaże i ogólnie szeroko pojęta sztuka ulicy, używki, subkultury oraz dziesiątki innych spraw które z pewnością będą się przez ten blog przewijać. Zachęcam wszystkich do czytania, jestem otwarty na sugestie dotyczące „klasyków” jak i tematów o których chcielibyście się czegoś więcej dowiedzieć.
Subskrybuj:
Posty (Atom)